Nareszcie. Ruszamy w stronę przejścia czarnogórsko-albańskiego i przemieszczamy się w kierunku miejscowości Velipoja, gdzie spędzimy kilka dni. Sama miejscowość Velipoja leży ( jak widać na mapie) kilka kilometrów od Doni Stoj, a plaże niewiele się różnią. Granicę jednak przekroczyć można w okolicy miejscowości Szkodra, zatem robimy małe koło. Na granicy kolejka jest niewielka, a kontrola symboliczna.
Pierwsze wrażenia po wjeździe do Albanii, to żebrające przy przejściu granicznym kobiety z dziećmi i przejazd przez „lekki” slums w przygranicznej miejscowość Muriqan. Wiedziałem jednak, że wyjeżdżamy z czarnogórskiego kraju „dla turystów” i nie czekają na nas „plastikowe kurorty”. Jak się jednak później okazało Muriqan, nie był normą w „pejzażach” Albanii. Co prawda Albania to nie posprzątana na błysk Chorwacja, ale turysta nie jest tu jeszcze traktowany jako „chodzący bankomat”. Ale o tym może później.
Na początek jednak wizyta w Szkodrze i twierdzy Rozafa. Już przed wjazdem do Szkodry widać twierdzę w kierunku której się kierujemy.
Jednak by do niej dojechać trzeba „wyczuć” miejsce zjazdu z drogi E762 za rondem, a przed stacja paliw. Podjechać można samochodem praktycznie pod sam zamek, gdzie jest niewielki darmowy parking, chociaż jest nieco stromo i droga prowadzi po wyślizganym bruku. Nic jednak nie robią sobie z tego miejscowi kierowcy „busów” podjeżdżając pod twierdzę po niezłych serpentynach i stromiźmie.
Sam zamek wznosi się na skalistej górze, obecnie w granicach Szkodry, otoczony rzekami Buna (Bojana) i Drin. Dzięki takiemu położeniu miejsce było strategiczne już od czasów starożytnych.Chociaż obecnie po starożytnych zabytkach nie ma tu śladu.
Wejście do twierdzy jest płatne i kosztuje 300 leków czyli coś około 2 Euro. Przy wejściu pan kasjer uprzejmie przyjmie zapewne każdą walutę.
Twierdza, która się ostała do dnia dzisiejszego pochodzi ( jak większość zabytków nad Adriatykiem) z czasów dominacji weneckiej i przez wenecjan została rozbudowana na bazie zamku z czasów Bizancjum.
Turcy Osmańscy zdobyli Rozafę w XV wieku i na murach oraz w kamieniu pozostawili swoje ślady.
To co nas jednak najbardziej zauroczyło w Rozafie to roztaczające się z twierdzy widoki na wspomniane już rzeki Drina i Buna, na Jezioro Szkoderskie oraz na Szkodrę. Twierdza leży na wzgórzu dodatkowo będąc w czasach swojej „użyteczności” zabezpieczona dwoma rzekami i bagnami.
Tu widać jedną z atrakcji i ciekawostek Szkodry tak zwany Ołowiany Meczet. Nazwę swa zawdzięcza kopule która wykonano ze wspomnianego materiału.
Wysokości może nie są duże jednak dla dwulatka zwiedzanie takiego miejsca w upale może stanowić pewne wyzwanie. Nie było jednak źle i po orzeźwieniu się wodą Adrianek jakoś dawał radę.
Zajeżdżamy do pierwszej restauracji nad rzeką Buną (Bojaną), którą okazuje się Buna Park Resturant. Jest fajnie położona nad rzeką a dodatkowym atutem okazuje się piękny widok na Rozafę. Ceny normalne, podobnie jak w Polsce, piwo po około 5-7 złotych. Obiad też jakieś 20-30 złotych. Płacimy jeszcze w Euro, ale już tutaj zaskakuje nas przelicznik znajdujący się na paragonie gdzie cena podawana jest w Lekach i w Euro. Dopiero później przed miejscowością Velipoja wymieniamy Euro na Leki po jakieś 144 leki=1 Euro.
Po „wycieczce” przez zatłoczoną Szkodrę kierujemy się w stronę wybrzeża na dalsze plażowanie w miejscowości Velipoja. Co do samej Velipoji to jest to położona nad morzem mieszanina wesołego miasteczka, kwater prywatnych jednego wielkiego hotelu w budowie i dziesiątek knajp z frytkami, pizzą i spagetti. Nie lubię takich miejsc, ale jak zwykle piaszczysta plaża przemawia za spędzeniem tu dwóch dni. Podsumowując Velipoja to kserokopia Doni Stoj w Czarnogórze tylko że tańsza i z większą egzotyką kraju niemal pozbawionego turystów.
Po dwóch dniach w Velipoje ruszamy wzdłuż wybrzeża na południe Albanii. CDN