Po eskapadach Tureckich nadszedł czas na powolny powrót do domu.Planowana trasa to Kas-Selcuk i tutaj nocleg. Następnie prom do Galipoli i tam kolejny nocleg oraz Szeged na Węgrzech.
Ale na początek powrót wzdłuż malowniczego południowego wybrzeża Turcji czyli wschodniej Licji i wschodnim wybrzeżem morza Egejskiego.
Kilometrowo trasa nie wydaje się długa . Jednak jest to jazda wzdłuż wybrzeża, co wiąże sie z serpentynami i jazdą około 40 km na godzinę.
jednak widoki są niesamowite.
Żegnamy malownicze Kas i ruszamy wybrzeżem w kierunku Selcuk.
Robimy krótki postój w miejscowości Mugla . Krótki spacer po bazarze , jakaś przekąska i ruszamy dalej. Zrobiło się gorąco w Mugla termometry pokazywały 42 stopnie w cieniu.
Ale ruszamy dalej w kierunku Selcuk w którym mieliśmy bazę wypadową na okoliczne zabytki na początku wyprawy. Spodobał nam się również miejscowy Otel o wieloznacznej nazwie Antik. Postanawiamy więc w drodze powrotnej również w nim przenocować.
Drogi w Turcji są bardzo dobre jak już pisałem wcześniej. Jednak zawsze trzeba uważać na poruszające się po nich „żywe kamienie”
.
Całe południowe zachodnie tureckie wybrzeże morza Egejskiego jest bardzo piękne. ie tylko z uwagi na znajdującą się tam ogromną ilość zabytków ( wystarczy skręcić w pierwszą lepsza boczna drogę i na coś się wyjedzie), ale też z uwagi na otaczający drogi krajobraz. U nas pewnie byłby to park krajobrazowy. Turcy jednak spokojnie przewalili sobie przez środek drogę.
I wreszcie docieramy do Selcuk jak zwykle wieczorem.czyli pozostaje jedynie wieczorny spacer po jego zaułkach. A wieczorem z nudów z balkonu obserwujemy ulicę Selcuk przed naszym Otelem. Zastanawia nas wzmożony ruch pod jednym sklepem po zapadnięciu zmroku. Podjeżdżają tam liczne samochody z których wysiadają mężczyźni i wychodzą z tajemniczymi papierowymi torbami. Po bliższym przyjrzeniu się przez lornetkę okazuje się że mieszkamy naprzeciwko tureckiej „mety”, gdzie po cichu, po zmroku sprzedawany jest alkohol. Oczywiście w supermarketach w Turcji jest on dostępny, jednak jak to zwykle bywa przy regulowanej cenie towaru. W sklepie 0,5 litra to cena około 80 złotych, zatem czarny rynek ma szerokie pole do zapełnienia tej luki
Następnego dnia ruszamy w stronę Canakkale by wreszcie przeprawić się do Europy na półwysep Galipoli. Oczywiście prom i docieramy do naszego Otelu z początków podróży.Właściciel już nas poznaje i tym razem już bez targowania otrzymujemy pokój za 12 Euro od osoby. zaczyna mnie jednak niepokoić inna rzecz. Od pewnego czasu po wyjeździe z Selcuk coraz bardziej słychać huczenie z przedniego prawego koła mojego Passata.To łożysko daje znać, że jego żywot dobiega końca. Niby auto jedzie, jednak do pokonania pozostaje nadal około 2000 kilometrów do przejechania. Zdaję również sobie sprawę, że łożysko może się rozlecieć co spowoduje zablokowanie koła. Jednak postanawiamy następnego dnia jechać. Huczenie na początku pojawiało się przy prędkości około 100 km/h jednak po pewnym czasie huczało już przy 70 km/h. No nic, jak już pisałem postanawiamy jechać dalej do Polski.
Ale wcześniej zahaczamy po drodze o Pergamon . Co prawda byliśmy tu na początku wyprawy jednak wówczas niebo było nieco pochmurne i padał lekki deszcz. Dziś robimy sobie już foty w pełnym słońcu z widokiem na sztuczne jezioro Kestel Baraji.
Niemniej czas było już wracać, jeszcze przeprawa promowa w Canakkale i ruszamy powoli w stronę Bułgarii.
W drodze powrotnej szaleństwo powodziowe ogarnęło całą Europę . Tak jak gdy jechaliśmy do Turcji lało, tak samo przy naszym powrocie w Serbii przejeżdżaliśmy jedna burzę za drugą, łożysko warczało,oj było nerwowo.Odpuściliśmy planowany powrót przez Grecję i Macedonię i wybraliśmy krótszą odległościowo ( niekoniecznie czasowo) trasę przez Bułgarię.
Jednak jakoś udało się i cała wyprawa do Turcji z 2010 roku dobiegła szczęśliwego końca. Przejechaliśmy zlewy i łożysko w Passacie wytrzymało. I na koniec szczególne pozdrowienia dla Radka
współuczestnika wyprawy
Czas na następną relację tym razem Czarnogóra i Albania 2015