Po dniu leniuchowania w Petrovac n. Moru przenosimy się powoli nad Bokę Kotorską (wg. mnie perłę w koronie Montenegro) Nie mamy konkretnego planu po prostu wyjeżdżamy z Petrovaca z planem zwiedzenia Budvy i Tivat. Jednak są to jak dla mnie zbyt skomercjalizowane miasta. Owszem zabytki piękne, powoli jednak stają się te miasta zatłoczonymi kurortami. Tivat może mniej natomiast Budva, przywitała nas emerytalnymi wycieczkami autobusowymi Niemców i Anglików ( nie było to jednak to co spotkaliśmy później w Dubrovniku)
Ale po kolei.
A zatem po kilku dniach przemieszczamy się powoli na północ Montenegro w kierunku Boki Kotorskiej. Nie mamy ustalonego miejsca, zobaczymy gdzie dojedziemy. Po drodze ponownie zahaczamy o Svety Stefana i Kraljicina Plaza. Wydaje mi się, że jest to zamknięta plaża hotelowa ale nikt nie stwarzał nam problemu. Zresztą chcieliśmy chwilę pospacerować, a plaża była rzeczywiście przepiękna. I mała niespodzianka, spotkaliśmy polującego przy samym brzegu metrowego tuńczyka.
Kraljicina Plaza
Poranek jest nieco pochmurny ale tylko w ten jeden dzień wyjazdu i właściwie to przyjemne wytchnienie od wcześniejszych gorących dni.
Następnie dojeżdżamy do pochmurnej Budvy
Według mnie Budwa to chyba najbardziej skomercjalizowane na wybrzeżu miasto Czarnogóry . Mam co do niego mieszane odczucia. Na pewno starówka piękna jednak nazwanie Budvy małym Dubrovnikiem to lekka przesada. Murami została otoczona przez Wenecjan w XV w., a wejścia do niej znajdują się w dwóch bramach: Morskiej (od północy) i Lądowej (od zachodu).
Konkatedra św. Jana Chrzciciela
Cerkiew św. Trójcy- obowiązkowe miejsca do zwiedzenia w Budvie… niestety mam tylko zdjęcia z moją skromną osobą ( odfajkowane i zaliczone..uff)
I na koniec „cukrowe zdjęcie z cytadeli w Budvie”.
Przez miasto przebiega główna droga czarnogórskiego wybrzeża – M2, będąca częścią trasy E65. Do Podgoricy biegnie przez Cetinie opisywana wcześniej droga M2.3. Jak już pisałem wcześniej Budva to typowy drogi kurort. Ciężko znaleźć tu jakiś obiad w granicach 10 Euro, na pewno nie na starówce. Ruszamy więc dalej M2 w stronę Tivat i przepięknej Boki Kotorskiej.
Budva to taki „Czarnogórski Sopot” jak rozumiem bo ceny w porównaniu do Petrovaca i Ulcinj podskoczyły. Zaliczamy więc starówkę, twierdze i jedziemy w stronę Tivat w celu poszukiwania noclegu.
Tivat to takie rybacko-jachtowe miasteczko, właściwie nie mam tu zabytków (jest jakaś wieża i fragmenty murów) ale generalnie nie ma co tam zwiedzać. W porcie stoją luksusowe jachty i wycieczkowce anglików. Odpuściliśmy sobie szukania noclegu w Tivat, ponieważ podczas przejazdu M2 zauważyłem sporo apartamentów więc i ceny poza miastem powinny być lepsze ( jak się później okazało znaleźliśmy coś jak zwykle za 12 Euro od osoby).
Zahaczyliśmy wcześniej o Tivat i spodobało nam się to miasteczko więc postanowiliśmy tam wieczorem wrócić na spacer, zatem należało się gdzieś niedaleko zatrzymać. Wzdłuż Boki Kotorskiej ciągnie się fajna „dróżka”. I jazda moim nieco szerszym tankiem wymaga pewnych equlibrystycznych umiejętności.
Po dłuższym poszukiwaniu w końcu decyzja zapada zostajemy w Prcanj. W końcu jak zwykle o wyborze decyduje widok z balkonu decydujemy się na coś takiego.
co podziwiamy przy cukrze i paluszkach jeszcze z Polski, wygrzebanych gdzieś w zakamarkach auta (jak zwykle wszechobecne bałkańskie kable).
Zatem cóż spacer wzdłuż nabrzeża, kolacja i powoli czas wracać. Jutro przecież czas na Kotor.